21.07.2015
W 1910 r. mieszkańcy meksykańskiej La Glorii musieli stoczyć rewolucyjne boje, po których widać ślady na murach. Teraz, 100 lat później, toczą nową bitwę, tym razem o czyste środowisko i zdrowie. I niestety, przegrywają ją.
Pokonaliśmy różnicę 2500 metrów, żeby dostać się do miejsca, w którym wybuchła epidemia świńskiej grypy.
W czasie rozmów dowiedzieliśmy się, że woda w tej okolicy jest zanieczyszczona przez odchody z ferm. Ludzie bali się jednak mówić o tym otwarcie. Chcieli podzielić się problemem, ale żeby spokojnie porozmawiać, musieliśmy się schować za ścianami.
Tak naprawdę mieszkańcy nie chcieli ferm w swojej okolicy. Często zapewnienia o miejscach pracy mijają się z prawdą. Fermy zatrudniają 1-2 osoby, natomiast pozostali i tak nie mają co robić. Propozycje o rolniczym wykorzystaniu gruntów i stworzeniu warunków, które pozwoliłyby wesprzeć rolników w ich działalności zostały zignorowane.
Obecność ferm sprawia, że mieszkańcy nie wyobrażają sobie przyszłości w tym miejscu, miejscu, w którym przecież wielu z nich spędziło całe swoje życie.
Na fermach nie korzystają więc mieszkańcy, na pewno nie korzystają też zwierzęta. Kto więc korzysta? Jedynymi beneficjentami są hodowcy i producenci taniego mięsa, reszta ponosi tylko jego koszty.