05.08.2015
Wiele gospodarstw w Chinach prowadzonych jest wciąż na małą skalę, jednak rosnące zapotrzebowanie na mięso wśród chińskiej klasy średniej oraz eksport do innych krajów sprawia, że coraz więcej powstaje tam megaferm.
Wyruszyliśmy więc do Chin, aby na własne oczy zobaczyć jedne z największych ferm hodujących świnie. Pojechaliśmy do pierwszej z naszej listy – niestety, nie dostaliśmy pozwolenia, żeby wejść do środka.
Megafermy nie dają żyć
Postanowiliśmy porozmawiać o niej z okolicznymi mieszkańcami. Okazało się, że ferma powoduje jedynie problemy – zniszczyła drogę, którą mieszkańcy wybudowali własnoręcznie, oraz zanieczyściła źródło wody pitnej. Dawniej każdy mógł wykopać przy swoim domu studnię, teraz ta woda nie nadaje się do picia. Dawniej prawie nie było tam komarów, obecnie nie da się zjeść posiłku na zewnątrz, tak dużo jest tych uciążliwych owadów.
Kiedy mieszkańcy próbowali zablokować budowę dojazdu na fermę, zastraszyła ich wynajęta mafia. Nietrudno domyślić się, na czyich była usługach.
Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę, naszą uwagę zwróciły dziwnie wyglądające drzewa. Podeszliśmy bliżej, a naszym oczom ukazał się niewielki staw pełen szlamu spływającego z fermy. Wystawały z niego topole – ich liście i gałęzie uschły.
Na małych fermach niewiele lepiej
Chociaż na mniejszych fermach sytuacja pod względem ekologicznym wygląda nieco bardziej optymistycznie – łatwiej zabezpieczyć odchody, a świnie karmione są odpadkami, zamiast sprowadzaną z innego kontynentu paszą, to zwierzęta wcale nie mają lepiej. Na jednej z nich widzieliśmy niewielką liczbę zwierząt, tak znudzonych, że próbowały gryźć betonową posadzkę. Poidła były puste.
Na inne - nazywanej „ekofermą” - widzieliśmy świnie zamknięte w kojcach, które są niewiele większe od zwierząt i nie dają możliwości obrócenia się.
Mięso, które powstaje w takich warunkach, często trafia również na stoły w Europie. Płacimy za niego przy kasie, jednak rzeczywisty koszt ponoszą zwierzęta, środowisko oraz ludzie mieszkający w pobliżu ferm.