W ubiegłym tygodniu uczestniczyliśmy w Senacie Rzeczypospolitej Polskiej w pierwszym Ogólnopolskim Kongresie Praw Zwierząt. Cieszy nas, że wzięli w nim udział przedstawiciele związku hodowców. Takie dyskusje są ważne i potrzebne. Chcielibyśmy, by miały one merytoryczny charakter.
Niestety, znów zamiast rzeczowej dyskusji o dobrostanie zwierząt i sposobach jego poprawy, pojawiły się argumenty o... strategii organizacji prozwierzęcych. Czy takie organizacje jak nasza publikując zdjęcia ze śledztw rozpowszechniają mity? Czy może raczej robimy coś przeciwnego: pokazujemy prawdę o warunkach hodowli, a mitem jest rzekomy dobrostan zwierząt w hodowli przemysłowej? Radosna kura na łące na opakowaniu jajek z systemu "produkcji", w którym kura nigdy nie zobaczy słońca i łąki? Kto rozpowszechnia mity? Organizacje zabiegające o poprawę dobrostanu czy hodowcy zwierząt?
Polemika z Dariuszem Goszczyńskim
W panelu, w którym uczestniczyliśmy ("Dobrostan zwierząt gospodarskich"), tuż po wystąpieniu prezeski naszej fundacji Małgorzaty Szadkowskiej, wypowiadał się Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej. Postaramy się w skrócie odnieść do jego wypowiedzi.
"Europejskie, w tym polskie hodowle, to najlepsze miejsce dla dobrostanu zwierząt"
- twierdzi Dariusz Goszczyński.
Przyjrzyjmy się temu stwierdzeniu. W przypadku kur niosek średnia dla Unii Europejskiej jest poniżej 50% zwierząt w hodowli klatkowej. W Polsce ten udział to ponad 80%. Czy polscy hodowcy mają się czym chwalić? Naszym zdaniem nie. Może w tym miejscu należałoby zadeklarować chęć zmian, by zbliżyć się chociaż to unijnej średniej? Takiej deklaracji nie usłyszeliśmy. Warto tu wspomnieć, że większość Polek i Polaków sprzeciwia się hodowli klatkowej.
"Nasi hodowcy, gdy wejdą na Facebooka lub inne strony internetowe to dowiedzą się, że są barbarzyńcami, że traktują swoje zwierzęta w sposób okrutny, zadając im cierpienie. A chodzi o klikanie i zasięgi. Chodzi o emocje. Przekaz ma być jednoznaczny i brutalny pokazujący tego hodowcę jako oprawcę. Wtedy to się fajnie sprzedaje i klika"
To kolejna wypowiedź w podobnym duchu ze strony przedstawiciela związku hodowców. Podkreślmy to jeszcze raz: naszym celem nie jest liczba polubień na Facebooku, ale poprawa dobrostanu zwierząt. Wykorzystujemy media społecznościowe do pokazywania prawdy o hodowli przemysłowej, a nasze zdjęcia i filmy pochodzą ze śledztw, które przeprowadzamy w Polsce. Z punktu widzenia części hodowców jest to problem. Cały system, w którym funkcjonują hodowcy i konsumenci ich produktów wymaga radykalnej zmiany. Ideą przewodnią tego systemu jest tani finalny produkt. Tyle, że tym produktem jest czujące zwierzę, więc gdy chodzi o zysk, na szarym końcu jest jego dobrostan. Czas na zmianę tego myślenia.
"Co będzie oznaczać zakaz hodowli w UE? Głownie to, że ta hodowla przeniesiona zostanie poza teren Unii Europejskiej, czyli do krajów, w których nie obowiązują tak rygorystyczne przepisy oraz nikt nie zwraca uwagi na dobrostan zwierząt. Czy o to chodzi polskim ekologom ?"
- pyta dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa - Izby Gospodarczej.
Nie do końca wiemy, o jaki zakaz hodowli chodzi, ale odniesiemy się proponowanego przez nas zakazu hodowli klatkowej. Projekt ten zakłada również spełnienie unijnych kryteriów w przypadku żywności importowanej spoza Unii. Innymi słowy: ten mechanizm ma nas zabezpieczyć przed tym, czym straszy nas przedstawiciel hodowców. Nie musimy daleko szukać: nasz sąsiad, Ukraina, która nie należy do UE, zadeklarowała się przyjąć unijne standardy dotyczące dobrostanu zwierząt do końca 2026 roku.
Istotą sporu są potrzeby zwierząt
Dariusz Goszczyński zarzuca również organizacjom prozwierzęcym epatowanie negatywnymi emocjami i fake newsami.
Nie publikujemy fałszywych informacji. Nie widzimy też powodów, dla których mielibyśmy nie pokazywać krzywdy zwierząt dokumentowanej przez śledztwa nasze i innych podobnych organizacji. Okazuje się, że okazywanie troski zwierzętom jest dla przedstawiciela hodowców problematyczne, bo to... okazywanie emocji. Prostujemy: nie mam w tym nic dziwnego, a tym bardziej wstydliwego. Tym bardziej, że nasza argumentacja opiera się na wiedzy naukowej dotyczącej naturalnych potrzeb zwierząt, które w warunkach intensywnej hodowli nie są uwzględniane. I to jest istota tego sporu.